Przejdź do głównej zawartości

"Pie****ona egoistka" - KIEDYŚ & DZIŚ czyli złota przemiana.



Wydaje się przecież, że nie ma odpowiednich słów, by opisać śmierć dziecka. Trudno jest również wyobrazić sobie, że z tak ogromnego nieszczęścia mogłoby wyniknąć cokolwiek dobrego. Mój wpis jest dowodem na to, że może być inaczej. Kim byłam wcześniej? Kim jestem teraz? Dzisiaj dałabym sobie w mordę za to, jak zniechęcona byłam na początku swojej ciąży. Jak płakałam, że to nie ten moment. Jak to wszystko sobie ułożymy? Później zaczęły się regularne pobyty w szpitalu i za każdym razem jechałam z myślą: a może poroniłam i będzie po problemie. Może tak musi być. “Pierdolona egoistka” Tak bym siebie nazwała na tamten moment. Jak mogłam sobie nie zdawać sprawy, co rosło pod moim sercem. Instynkt macierzyński? Owszem, przyszedł. Przełom 12-13 tygodnia ciąży, kiedy to dowiedziałam się z każdym krwawieniem jak to mój dzidziuś rośnie zdrowo i nawet go to nie rusza. I słowa lekarza: “Niech Pani patrzy, jak synek macha do mamy! Przekazuję, że jest silnym wojownikiem i nie straszne mu takie rzeczy!” Było mi wstyd za to, że nie potrafiłam się cieszyć z takiego szczęścia, kiedy to mój mąż skakał, płakał ze szczęścia i za każdym razem powtarzał “Ogarnij się Magda, zobaczysz poradzimy sobie! “ Z każdą chwilą kiedy mój brzuch stawał się coraz większy, moje serce, moja miłość rosła tak samo. JEST! Poczułam to! Poczułam się zobowiązana do tak odpowiedzialnej roli - roli matki. A kiedy już tak mocno pokochałam mojego wojownika, dostałam w mordę od losu. Najpierw choroba, później śmierć. Do dziś sobie powtarzam, że to dla mnie kara. To była nauczka. W innym sposób bym tego nie zrozumiała. Minęło 17 miesięcy od śmierci mojego Miłosza i od tego czasu wypłakałam zbyt wiele łez by można było je zliczyć. Wzięłam sobie do serca porady, które dawali mi inni ludzie - te przykre, miłe i neutralne. Pokonując korytarze żalu, bardzo dużo się nauczyłam. Wiele z tych lekcji było dla mnie zaskoczeniem. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać stając się członkiem najsmutniejszego klubu na świecie.

NIE ZAPOMNISZ O NIM!
Na początku bałam się, że przyjdzie moment gdzie zapomne o swoim synku - dni upłyną, a wspomnienie o nim wraz z nim. Po tragedii, zrozpaczona odwiedzałam grób malca każdego dnia. Wieczorami zasypiałam z telefonem, na którym wyświetlały się zdjęcia maleństwa. Codziennie pilnowałam czy poświęcam na myśli o nim odpowiednią ilość czasu - taką, by pamięć się nie zatarła. Gdy czas upłynął, minęły pierwsze rocznice, urodziny, nieco odpuściłam, uspokoiłam się, nie musiałam już nieustannie upewniać, się czy syn żyje w moich myślach. Uświadomiłam sobie, że on nigdy nie zniknie z mojego życia, ponieważ nie potrafię bez niego żyć. A raczej żyć bez myśli o nim. Uświadomiłam sobie też, że nie ma możliwości, bym o nim zapomniała, ponieważ on mnie ukształtował, zmienił mnie już w momencie, gdy zdałam sobie sprawę, że jestem w ciąży. Do dziś czuję jego wpływ na to, jak reaguję na różne sytuacje - nieważne czy mam problem w pracy czy innego rodzaju - jego śmierć zmieniła perspektywę, z jakiej patrzę na codzienność.

BĘDZIESZ POTRZEBOWAĆ LUDZI, KTÓRZY NIE ZNALI CIĘ PRZED TĄ TRAGEDIĄ!
Na razie możesz tego jeszcze nie pojmować, ale ludzie, którzy pojawiają się w Twoim życiu po stracie są szalenie ważni dla Twojego zdrowia psychicznego. Nieważne czy są to przypadkowe osoby spotykane na co dzień, czy też znajomi z grupy wsparcia. Tylko dzięki nim mogłam czuć się naprawdę normalnie po śmierci synka. Stanowili namacalny dowód na to, że pomimo tego wszystkiego, życie toczy się dalej. To oni pozwalali dać mi po prostu płakać, bez usilnych starań, by pomóc, pocieszyć lub ulżyć.

POTRZEBNI SĄ RÓWNIEŻ CI, KTÓRZY ZNALI OSOBĘ, KTÓRĄ BYŁAŚ WCZEŚNIEJ!
Na początku kontakt z bliskimi, którzy Cię znali, może być niezwykle trudny. Pamiętam, jak każdy z nich opowiadał o osobie, którą byłam i chcieli, bym “wróciła do siebie” jak najszybciej. Pomimo tego, przyznaję, że ich miłość, troska i kibicowanie powrotowi do normalności, było niezbędne. To właśnie osoby, które mnie znały wcześniej, pozwalały  zauważać chwile, w których na moment znów stawałam się sobą. Nie pozwolili mi przegapić ani jednego mignięcia światełka w tunelu.

NIEKTÓRYM, BĘDZIESZ MUSIAŁA POZWOLIĆ ODEJŚĆ…
Najtrudniejsza lekcja, którą dostaje się po stracie kogoś bliskiego. Gdy umiera dziecko, wydaje Ci się, że straciłaś już wszystko. Odeszli również inni. Nie wszyscy byli w stanie poradzić sobie ze stratą. Nie chodzi jedynie o to, że oni nie będą wiedzieć co powiedzieć lub zrobić, ale po prostu będą chcieli uniknąć całej tej tragedii bądź nie wierzyli w Twoją zmianę. Na to sobie nie pozwoliłam. Odpuściłam. Pamiętajcie jedno - koncentrujcie się na ludziach w swoim życiu, którzy pozostaną przy Tobie i wciąż będą lubić Cię tak samo. To oni będą Cię trzymać za rękę, gdy będziesz zdrowieć. Nie bój się pozwolić innym odejść, wręcz przeciwnie. Wyjdzie to na Twoją korzyść. Ja odseparowałam od siebie kilka osób i widzę znaczną różnice. Lepszą różnice.

PRZETRWASZ!
W te dni, gdy wydaje Ci się, że nie dasz rady, uda Ci się, zaciśnij zęby i czołgaj się dalej. Miałam momenty zwątpienia gdzie modliłam się o swoją śmierć, gdy mój Miłosz odszedł. Nie wierzyłam, a nawet nie chciałam, aby mi się udało. Gdy byłam na skraju, “przypadkowa” koleżanka dała mi radę “Nie potrafisz iść, czołgaj się”. Posłuchałam. Małymi kroczkami zaczęłam iść do przodu. Łudze się, gdy zajdę w kolejną ciąże, wszystko się ułoży i zacznę biec!

ZNÓW STANIESZ SIĘ SOBĄ!
Odnajdywanie siebie po stracie trwało i trwać będzie.. Nie wierzyłam, że to w ogóle kiedyś nastąpi a dziś widzę, że warto! Dlaczego? Bo jeśli życie daje Ci 100 powodów do płaczu to pokaż, że istnieje 1000 powodów do radości!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"kocham i tęsknię" - historia Ani, mama wspaniałego aniołka Jasia!

Był maj okres spóźnial się już dobry tydzień ale to przecież nic takiego zawsze się spóźniał. "Przecież nie jestem w ciąży" pomyślałam ale dla własnego spokoju zrobię test... Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam na teście 2 piękne czerwone kreseczki pomyślałam "przecież Anka zawsze o tym marzylaś" ale jak to teraz już?! Za 9 miesięcy mam być mama?! To był cudowny czas to pierwsze usg gdzie było widać mała 3mm kropkę wgl nie podobna do człowieka, pięknie bijące serduszko. Tygodnie mijały, brzuchol rósł a ja czułam się idealnie. Ciąża przebiegała idealnie książkowo, zero jakich kolwiek dolegliwości tylko kilogramy leciały do góry jeden za drugim.. Nadeszła zima a termin porodu był coraz bliżej i bliżej. Ostatnia wizyta u ginekologa i jego słowa "jak do poniedziałku nic się nie będzie dziać zgłosić się do szpitala" okej więc czekamy spakowani jeden dzień drugi i nic... Nadszedł upragniony poniedziałek 16 stycznia od 5 rano zaczął mnie boleć brzuch t

Niemożliwe? A jednak

Cześć! Zacznę od siebie. Nazywam się Magda i jestem mamą tego przepięknego aniołka Miłoszka, którego widzicie na zdjęciu i dziś skończyłby 15 miesięcy. 3 września 2017 roku dołączyliśmy z mężem do grona aniołkowych rodziców ale zanim do tego dojdziemy zacznę od początku. 10 grudnia 2016 roku dowiedzieliśmy się o ciąży, która była nieplanowana. Wiecie, niby człowiek jest świadomy ale jednocześnie zaskoczony, że udało Nam się to w tym czasie w którym się zupełnie nie spodziewaliśmy. Początkowo były to łzy i strach w trosce o naszą przyszłość lecz dopiero po czasie ukazała się radość, która nie trwała długo. Od 7 tygodnia do 14 włącznie miałam ciąże zagrożoną. W 12 tygodniu trwania ciąży dowiedzieliśmy się o płci. Dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli synka. Początkowo byłam zawiedziona tą informacją, ponieważ liczyłam na dziewczynkę dopiero po chwili sobie pomyślałam: "Dziewczyno, co Ty pleciesz?! Ciesz się, że Wasz maluch rośnie zdrowo!" Mój mąż był wniebowzięty faktem o ch

"Cisza, której nigdy nie zapomnę.." historia Agaty

W wieku 16 lat zaszłam w pierwszą ciążę. Strach był ogromny, bo nie wiedziałam jak bliscy zareagują. Ku mojemu zaskoczeniu wszyscy przyjęli to bardzo dobrze . Dostałam dużo wsparcia i pomocy. Ciążę znosiłam dobrze, do 15. tygodnia zdarzyły mi się tylko typowe dolegliwości jak np. wymioty. Tygodnie szybko mijały, brzuszek pięknie rósł. W 21 tyg. ciąży dostałam skurczy i odeszły mi wody. Zadzwoniłam na pogotowie. Dyspozytorka z pogotowia nie wierzyła mi, że zaczęłam rodzić, dopytywała czy aby na pewno mam skurcze, czy nie panikuję za wcześnie. Na przyjazd pogotowia czekałam godzinę. Najdłużej trwającą godzinę w moim życiu. Zabrano mnie do szpitala, ale poród zaczął się już w karetce. Lekarz nie okazał mi większego zainteresowania, nie asystował podczas parcia. Moja mama przejęła niejako jego rolę, bo stale sprawdzała postęp porodu i to ona powiedziała mu, że dziecko jest już na świecie. Zapanowała cisza. Cisza, której nigdy nie zapomnę. Nie usłyszałam płaczu, ani tchnienia mojej cór