Niebawem wypadnie dzień Wszystkich Świętych. Muszę przyznać, że jeszcze do niedawna nie odwiedzałam systematycznie cmentarza, grobu moich dziadków czy też innych. Ale też nie robiłam tego tylko raz w roku. Dlatego ten dzień, który przypada akurat 1 listopada moi rodzice starali się by był takim dniem wyjątkowym. Moja mama zawsze sama tworzyła piękne, duże wiązanki, kupowała duże znicze. Strasznie głupio mi to pisać, ponieważ pójście na cmentarz to takie uczczenie pamięci zmarłych, o tym że mimo ich nie ma przy nas to jednak się pamięta. Niby nikogo nie powinna zbawić ta godzinka czasu, chociaż raz w tygodniu a jednak tak się nie robi. Co zauważyłam do teraz przez te kilka lat? Ludzie przychodzą, żeby się pokazać, zapalić znicz i mieć to już z głowy. 5 minut i załatwione. Wchodzimy na cmentarz i nagle jesteśmy smutni, a gdy wychodzimy z cmentarza, to zaczynamy rozmawiać o tym, co będzie na obiad. On/Off. Jak roboty. Mimo nie odwiedzania grobów zbyt często, to nigdy do tego tak nie