Gdy byłam dzieckiem zawsze marzyłam, aby być mamą.
W wieku 15 lat poznałam jego, zakochałam się , wiedziałam że ten mężczyzna zostanie moim mężem i ojcem moich dzieci. 7 lat później tak się stało, kilka miesięcy po ślubie decyzją- chcemy być rodzicami. Zdawaliśmy sobie sprawę że ciężko zajść w ciążę, że tyle osób tak dlugo się stara, nie każdemu udaje się za pierwszym razem. 10.02.17 przeżyłam szok, po miesiącu starań na teście ciążowym zobaczyliśmy dwie kreski, pięć dni później ciąża została potwierdzona przez lekarza, był to 4 tydzień, szczesliwi, pochwaliliśmy się rodzinie. Bardzo szybko zaczęliśmy kompletować wyprawkę. Wszystkie wyniki były idealne, dzidzia rosła zdrowo ❤️ w 16 tygodniu dowiedzieliśmy się, że pod sercem nosze córeczkę. Mijały tygodnie, brzuszek rósł. W 38 tygodniu wizyta, chodź na tą wizytę towarzyszyło mi takie dziwne uczucie niepokoju, uczucie, że nie długo urodzę, to poszłam na nią taka szczęśliwa.. wchodząc do gabinetu nie wiedziałam co mnie tam czeka, gdy przyszedł czas na USG, leżałam na leżance i patrzyłam na panią doktor, która nerwowo czegoś szuka, zapytałam "co się dzieje" , Pani doktor zamilkła, po chwili mówiąc do mnie " przykro mi nie widzę akcji serduszka" leżałam i nie wierzyłam co ona do mnie mówi, dlaczego ona takie żarty sobie ze mnie robi, łzy leciały po policzkach, nic do mnie nie docierało, całą drogę do szpitala modliłam się , żeby nie potwierdzili, aby tamten sprzęt USG był zepsuty, żeby ktoś mnie obudził z tego koszmaru. W szpitalu papierologia, potwierdzenie i porodówka.. Z każdą minutą próbowałam wyczuć chodź jeden ruch Małej, dotykałam, glaskałam brzuszek prosiłam Ją , aby pokazała, że żyje..
O 23:35 urodziłam córeczkę , urodziłam Ją dla Nieba, ważyła 2250g , 54 cm , była najpiękniejsza, taka doskonała, tak bardzo podobna do mojego męża, gdy ją zobaczyłam dopiero wtedy uwierzyłam co się stało, że to wszystko co było dla niej przygotowane nie było już potrzebne. 38 tygodni nosiłam ją pod sercem, odliczaliśmy tygodnie i dni do spotkania, tak bardzo o niej marzyliśmy, tak bardzo Ją kochaliśmy, a teraz musieliśmy się z nią pożegnać .. najbardziej żałuję, że jej nie przytuliłam, do dziś czuję że powinnam to zrobić, nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia, nie mogłam jej nawet pokazać rodzinie.. została TYLKO w pamięci mojej i mojego męża już na ZAWSZE..
Na pochówku Julki, była tak piękna pogoda, pamiętam tylko ta biała trumienkę w rękach mojego męża, trzymał ją tak jakby przytulał na pożegnanie.. były to najcięższe dni mojego życia, nigdy nie przypuszczałam , że będzie dane mi tak cierpieć, że moje dziecko umrze.. bardzo pomógł mi mąż, który nie chciał mi pokazać jak cierpi, aby dać mi siły dalej isc przez życie..rozmowy, wspomnienia o córeczce byly codziennie.
Na początku myślałam, że Bóg zesłał na nas karę za to że nie zawsze byliśmy na mszy świętej w niedzielę, później przyszedł gniew i żal , dlaczego akurat nam zabrał dziecko, po co mu tyle aniołków ,przeciez tyle ich ma koło siebie, gniew i żal był tak silny, że przestałam chodzić do kościoła.. cmentarz odwiedzałam codziennie, codziennie kupowałam coś nowego córeczce, układałam na grobku, przekładałam chciałam, aby miała najpiękniej bo przecież każdy rodzic dla swojego dziecka tak chce..
Pierwsze Święta Bożego Narodzenia, nie czułam potrzeby ich obchodzenia, przecież to one miały być tymi najbardziej wyjątkowymi, mieliśmy je spędzać z Naszą Córeczką, nie ubierałam choinki, nie było radości jak co roku, były tylko łzy i smutek..
Było bardzo dużo chwil załamania, duzo alkoholu, który pomagał na chwilę, na chwilę pozwolił mi nie myśleć o tym wszystkim, nie cierpieć tak bardzo. Najgorsi byli ludzie, ludzie którzy nas unikali, a za plecami o nas rozmawiali, patrzyli na nas jak na wyrzutków, nie chcieli rozmawiać, bali się rozmowy o naszym dziecku, które przecież było i zawsze zostanie w sercu i pamięci, o którym zawsze będę mówić..wyniki sekcji nic nie wykazały, nasza córka była zdrowa, a ciąża prawidłowa. Dużo w tym czasie szukałam takich Mam jak ja, osob , które przeszły to co my byłamna wielu grupach na Facebooku, na różnych forach, blogach. Byłam w szoku, że jest ich aż tyle, tyle cierpiących rodziców, którzy już zawszę zamiast ubranek i zabawek dla Swojego Dziecka będą kupować znicze. Próbowałam sama doszukać się przyczyny i odpowiedzi na pytanie 'dlaczego?? Dlaczego to się stało? Dlaczego moja córeczka nie żyje?' na szczęście trafiłam na lekarza, który po zapoznaniu się z dokumentacją odrazu podał powód.. NIEWYDOLNOŚĆ ŁOŻYSKA I HIPOTROFIA.. bylo mi tak bardzo źle , że lekarz prowadzący nic nie zauważył, że trzy tygodnie doprowadziły do takiej tragedii.. Aniolkowe Mamy rozumiały, rozmawiały, wysłuchały, tyle razy mogłam się poprostu wygadać i wypłakać pisząc z tymi wyjątkowymi kobietami..to też dzięki nim wyszłam z tego najcięższego dla mnie czasu.. wróciłam szybko do pracy, jak najszybciej chciałam wziasc się w garść, chciałam mieć siłę walczyć , Julka napewno nie chciała by widzieć , że tak bardzo codziennie cierpię.. tak bardzo chcieliśmy drugiego Dziecka, ale bardzo się baliśmy kolejnej ciąży.. Niespełna trzy miesiące po porodzie zaszlam w kolejną ciążę, był ogromny strach , nerwy, których nie dało się opanować. Codzienne sprawdzanie serduszka, liczenie każdego ruchu, wizyty u różnych lekarzy, ciągłe wizyty na SOR-ze krwawienie, ból brzucha, brak ruchów, ciśnienie wysokie , później już stała kontrola w szpitalu Druga ciąża wykończyła mnie psychicznie, tyle strachu , lęku, myśli o najgorszym. W 36 tygodniu ciąży przyszła na świat Nasza Tęczowa Córeczka, całą i zdrowa , dokładnie miesiąc przed PIERWSZYMI Anielskimi urodzinami Julki 👼 myślę, że nie mógł być to żaden zbieg okoliczności, wszystko było zaplanowane tam .. tam u góry..
Kolejne dziecko nigdy nie zastąpi tego które odeszło, ból i rana na serduszku zawsze pozostanie, a tęsknota nigdy nie zniknie.
Pamiętam, jak dużo osób pisało że "po burzy zawsze wychodzi tęcza" wtedy nie wierzyłam, że kiedyś można być jeszcze chodź trochę szczęśliwym po takiej tragedii. Gdy zobaczyłam i usłyszałam swoją płacząca TĘCZĘ uwierzyłam. I każdej Aniołkowej Mamie życzę tej Tęczy , tej małej płaczącej istotki, która chodź trochę wynagradzi ten ciężki czas.
W wieku 15 lat poznałam jego, zakochałam się , wiedziałam że ten mężczyzna zostanie moim mężem i ojcem moich dzieci. 7 lat później tak się stało, kilka miesięcy po ślubie decyzją- chcemy być rodzicami. Zdawaliśmy sobie sprawę że ciężko zajść w ciążę, że tyle osób tak dlugo się stara, nie każdemu udaje się za pierwszym razem. 10.02.17 przeżyłam szok, po miesiącu starań na teście ciążowym zobaczyliśmy dwie kreski, pięć dni później ciąża została potwierdzona przez lekarza, był to 4 tydzień, szczesliwi, pochwaliliśmy się rodzinie. Bardzo szybko zaczęliśmy kompletować wyprawkę. Wszystkie wyniki były idealne, dzidzia rosła zdrowo ❤️ w 16 tygodniu dowiedzieliśmy się, że pod sercem nosze córeczkę. Mijały tygodnie, brzuszek rósł. W 38 tygodniu wizyta, chodź na tą wizytę towarzyszyło mi takie dziwne uczucie niepokoju, uczucie, że nie długo urodzę, to poszłam na nią taka szczęśliwa.. wchodząc do gabinetu nie wiedziałam co mnie tam czeka, gdy przyszedł czas na USG, leżałam na leżance i patrzyłam na panią doktor, która nerwowo czegoś szuka, zapytałam "co się dzieje" , Pani doktor zamilkła, po chwili mówiąc do mnie " przykro mi nie widzę akcji serduszka" leżałam i nie wierzyłam co ona do mnie mówi, dlaczego ona takie żarty sobie ze mnie robi, łzy leciały po policzkach, nic do mnie nie docierało, całą drogę do szpitala modliłam się , żeby nie potwierdzili, aby tamten sprzęt USG był zepsuty, żeby ktoś mnie obudził z tego koszmaru. W szpitalu papierologia, potwierdzenie i porodówka.. Z każdą minutą próbowałam wyczuć chodź jeden ruch Małej, dotykałam, glaskałam brzuszek prosiłam Ją , aby pokazała, że żyje..
O 23:35 urodziłam córeczkę , urodziłam Ją dla Nieba, ważyła 2250g , 54 cm , była najpiękniejsza, taka doskonała, tak bardzo podobna do mojego męża, gdy ją zobaczyłam dopiero wtedy uwierzyłam co się stało, że to wszystko co było dla niej przygotowane nie było już potrzebne. 38 tygodni nosiłam ją pod sercem, odliczaliśmy tygodnie i dni do spotkania, tak bardzo o niej marzyliśmy, tak bardzo Ją kochaliśmy, a teraz musieliśmy się z nią pożegnać .. najbardziej żałuję, że jej nie przytuliłam, do dziś czuję że powinnam to zrobić, nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia, nie mogłam jej nawet pokazać rodzinie.. została TYLKO w pamięci mojej i mojego męża już na ZAWSZE..
Na pochówku Julki, była tak piękna pogoda, pamiętam tylko ta biała trumienkę w rękach mojego męża, trzymał ją tak jakby przytulał na pożegnanie.. były to najcięższe dni mojego życia, nigdy nie przypuszczałam , że będzie dane mi tak cierpieć, że moje dziecko umrze.. bardzo pomógł mi mąż, który nie chciał mi pokazać jak cierpi, aby dać mi siły dalej isc przez życie..rozmowy, wspomnienia o córeczce byly codziennie.
Na początku myślałam, że Bóg zesłał na nas karę za to że nie zawsze byliśmy na mszy świętej w niedzielę, później przyszedł gniew i żal , dlaczego akurat nam zabrał dziecko, po co mu tyle aniołków ,przeciez tyle ich ma koło siebie, gniew i żal był tak silny, że przestałam chodzić do kościoła.. cmentarz odwiedzałam codziennie, codziennie kupowałam coś nowego córeczce, układałam na grobku, przekładałam chciałam, aby miała najpiękniej bo przecież każdy rodzic dla swojego dziecka tak chce..
Pierwsze Święta Bożego Narodzenia, nie czułam potrzeby ich obchodzenia, przecież to one miały być tymi najbardziej wyjątkowymi, mieliśmy je spędzać z Naszą Córeczką, nie ubierałam choinki, nie było radości jak co roku, były tylko łzy i smutek..
Było bardzo dużo chwil załamania, duzo alkoholu, który pomagał na chwilę, na chwilę pozwolił mi nie myśleć o tym wszystkim, nie cierpieć tak bardzo. Najgorsi byli ludzie, ludzie którzy nas unikali, a za plecami o nas rozmawiali, patrzyli na nas jak na wyrzutków, nie chcieli rozmawiać, bali się rozmowy o naszym dziecku, które przecież było i zawsze zostanie w sercu i pamięci, o którym zawsze będę mówić..wyniki sekcji nic nie wykazały, nasza córka była zdrowa, a ciąża prawidłowa. Dużo w tym czasie szukałam takich Mam jak ja, osob , które przeszły to co my byłamna wielu grupach na Facebooku, na różnych forach, blogach. Byłam w szoku, że jest ich aż tyle, tyle cierpiących rodziców, którzy już zawszę zamiast ubranek i zabawek dla Swojego Dziecka będą kupować znicze. Próbowałam sama doszukać się przyczyny i odpowiedzi na pytanie 'dlaczego?? Dlaczego to się stało? Dlaczego moja córeczka nie żyje?' na szczęście trafiłam na lekarza, który po zapoznaniu się z dokumentacją odrazu podał powód.. NIEWYDOLNOŚĆ ŁOŻYSKA I HIPOTROFIA.. bylo mi tak bardzo źle , że lekarz prowadzący nic nie zauważył, że trzy tygodnie doprowadziły do takiej tragedii.. Aniolkowe Mamy rozumiały, rozmawiały, wysłuchały, tyle razy mogłam się poprostu wygadać i wypłakać pisząc z tymi wyjątkowymi kobietami..to też dzięki nim wyszłam z tego najcięższego dla mnie czasu.. wróciłam szybko do pracy, jak najszybciej chciałam wziasc się w garść, chciałam mieć siłę walczyć , Julka napewno nie chciała by widzieć , że tak bardzo codziennie cierpię.. tak bardzo chcieliśmy drugiego Dziecka, ale bardzo się baliśmy kolejnej ciąży.. Niespełna trzy miesiące po porodzie zaszlam w kolejną ciążę, był ogromny strach , nerwy, których nie dało się opanować. Codzienne sprawdzanie serduszka, liczenie każdego ruchu, wizyty u różnych lekarzy, ciągłe wizyty na SOR-ze krwawienie, ból brzucha, brak ruchów, ciśnienie wysokie , później już stała kontrola w szpitalu Druga ciąża wykończyła mnie psychicznie, tyle strachu , lęku, myśli o najgorszym. W 36 tygodniu ciąży przyszła na świat Nasza Tęczowa Córeczka, całą i zdrowa , dokładnie miesiąc przed PIERWSZYMI Anielskimi urodzinami Julki 👼 myślę, że nie mógł być to żaden zbieg okoliczności, wszystko było zaplanowane tam .. tam u góry..
Kolejne dziecko nigdy nie zastąpi tego które odeszło, ból i rana na serduszku zawsze pozostanie, a tęsknota nigdy nie zniknie.
Pamiętam, jak dużo osób pisało że "po burzy zawsze wychodzi tęcza" wtedy nie wierzyłam, że kiedyś można być jeszcze chodź trochę szczęśliwym po takiej tragedii. Gdy zobaczyłam i usłyszałam swoją płacząca TĘCZĘ uwierzyłam. I każdej Aniołkowej Mamie życzę tej Tęczy , tej małej płaczącej istotki, która chodź trochę wynagradzi ten ciężki czas.
Komentarze
Prześlij komentarz