Przejdź do głównej zawartości

"co z Ciebie za madka?! Ty powinnaś..."


Witam po dłuższej przerwie. Zbieram się od jakiegoś czasu by napisać ten wpis. Będzie o tym, z czym większość osób ma do czynienia na co dzień. Zechciałam po raz kolejny do tego wracać nie dlatego, żeby dać satysfakcję tym, którzy próbowali mnie  oczernić pod każdym kątem dotyczącym macierzyństwa ale głównie po to, jak sobie poradzić między innymi w takim przypadku. Same wiecie, że kobieta po stracie dziecka ma wystarczający ciężar z którym musi zmierzać się każdego dnia. Do tego dochodzi właśnie ocenianie przez innych ludzi - jakby było nam mało ale może zacznę od początku. Od momentu kiedy zachodzimy w ciążę zaczynamy być w kręgu zainteresowania. Zaczynają się te “mądre” porady, idealnych matek Polek i nie tylko. Gdy zaczyna się coś dziać w trakcie trwania ciąży, wszyscy wiedzą lepiej od Ciebie co robisz, bądź co powinnaś robić - znasz to uczucie? Ja również, doskonale. Pamiętam jak dziś, gdy miałam początkowe problemy z utrzymaniem ciąży, słyszałam wręcz rozkazy jak to nie powinnam leżeć przykuta do łóżka. Tego nie usłyszałam nawet od lekarza ale najwidoczniej ktoś inny wiedział więcej niż ja - matka własnego dziecka. Weźmy pod uwagę fakt, gdy ktoś mnie zapytał co się dzieje, odpowiadałam tylko 20% faktów z tego co faktycznie się działo. A gdzie tu reszta? Najwidoczniej nie była potrzebna bo ktoś potrafił sobie świetnie dopowiedzieć swojej wersji. Nawet doszły mnie wtedy słuchy, że poroniłam a tu zonk bo za chwilę wstawiam zdjęcie z pięknie rosnącym brzuszkiem. No to jak w końcu, jest w tej ciąży czy nie?! Gdy dowiedzieliśmy się o wadzie serca, wierzcie mi nikomu nie powiedzieliśmy całej prawdy jak widzi to lekarz. Nie pisałam o tym publicznie tylko dlatego, by uniknąć właśnie niepotrzebnych domysłów. Miałam się nie denerwować w okresie ciąży i tak było. Ale żeby nie było zbyt pięknie i nudno wszystko zaczęło się tuż przed porodem. I te pytania: “ a dlaczego nie urodzisz naturalnie? “.”A będziesz karmić piersią?” “Musisz karmić bo to jest dla dziecka najważniejsze!” “A co będzie dalej z Miłoszem?” Te pytania były najbardziej irytujące i wkurwiające. Najgorzej gdy czegoś sama nie wiesz, ba! Nawet lekarze nie wiedzą a masz powiedzieć coś komuś. Ale spoko, wszyscy w dalszym ciągu wiedzieli lepiej jak się to wszystko potoczy bo naczytali się bzdur w internecie. Przyszedł czas gdy urodziłam, ledwo wstawiam zdjęcie małego i już dosłownie setki wiadomości: “co dalej będzie? Karmiłaś piersią? Ile masz pokarmu? Zostajesz w szpitalu z dzieckiem?” Zaczynało się od niewinnych pytań i w sumie sama nie wiem kiedy to wymsknęło się spod kontroli. Chyba w momencie gdy zaczęłam robić wszystko inaczej niż ktoś to widział i publicznie się z tym ujawniać. Wtedy już nie było pytań tylko ocenianie. Wiecie najbardziej bolały te oszczerstwa od ludzi, którzy absolutnie w niczym mi nie imponowali, nie byli dla mnie żadnym autorytetem do naśladowania a mieli najwięcej do powiedzenia. W trakcie pobytu małego w szpitalu, większość rodziców stara się mimo wszystko “trzeźwo” funkcjonować i nie dać się zwariować. Dla innych w tym okresie to powinnaś leżeć przykuta do łóżka razem z dzieckiem albo może namiot rozłożyć przed szpitalem. Nie, nie, nie! Moje powody nie bycia z Miłoszem 24h w szpitalu ujawniłam w poprzednim wpisie, więc nie będę tego powtarzać. Co wzamian wtedy słyszałam? Rzecz jasna nie prosto w oczy tylko za pośrednictwem kogoś innego. “Co z Ciebie za matka, jak biedny Miłoszek leży w inkubatorku a Ty się specjalnie szykujesz tylko po to, żeby sobie zdjęcia robić! Taka z Ciebie mamusia jak wolisz siedzieć sobie tyłkiem w domu i mieć dziecko w dupie niż z nim być na miejscu! Chujowo się zachowujesz bo nie chcesz karmić piersią!” Przez takie pierdolenie, doszło do tego że byłam tematem numer 1 wszędzie. Każdy każdemu coś przekazywał ale nie domyślał się, że bardzo szybko do mnie to dochodziło. Nawet osoby, które mnie nie znały po takich informacjach twierdziły, że nie chciały by mnie poznać. Wiecie, mnie rodzice wychowali tak, że dopóki kogoś osobiście nie poznasz, nie masz prawa go oceniać za pośrednictwem przekazanych informacji przez kogoś także świadczy to tylko o inteligencji tej osoby i szkoda, że została niewychowana prawidłowo - brawo dla Ciebie gwiazdeczko! Do rzeczy. Po śmierci Miłosza myślałam, że nic mnie już nie zdziwi i wszystko to się zakończy ale skądże! Ciągnęło się to dalej. Co dalej słyszałam? “Przez Ciebie dziecko umarło, bo jak kazali Ci leżeć w ciąży to Ty to miałaś w dupie! Jako rodzice powinniście uszanować swoje dziecko i wyprawić mu Mszę Świętą a nie sam pokropek! Tacy super rodzice, dopiero im dziecko umarło a Ci żyją jakby im zabawka padła!” Powiedzcie mi, ile jeszcze człowiek musi znieść? Kiedyś sobie pomyślałam, że gdybym była słabo odporna psychicznie to popełniłabym samobójstwo. To było zbyt dużo dla nas. Co najlepsze w tym wszystkim jest to, że żadna z tych osób komentujących nie zapytała się mnie osobiście, co słychać, jak się czuje. Chociażby zaproponować spotkanie, porozmawiać w cztery oczy. Sugerowali się tylko Instagramem bądź Facebookiem. Nie jest to śmieszne? To stało się straszne! Ale znalazłam na to sposób, dzięki mężowi. On mnie utrzymywał przy tym wszystkim. Kazał wrzucić na luz, bo ludzie zawsze będą pierdolić. Nie mają oni najmniejszych skrupułów. Co by się nie zrobiło to znajdzie się garstka, gdzie będzie negatywnie Cię oceniała. Cały czas się tym sugerowałam chociaż były momenty kryzysowe ale mój Marcin dzielnie nad tym czuwał. Widziałam po nim, jak świetnie sobie z tym radzi i spływa to po nim jak po kaczce więc starałam się brać przykład. Dzisiaj jest o niebo lepiej. Wiadomo, coś mnie zdenerwuje a nawet wkurwi ale za chwilę sobie myślę, Magda! Ogarnij się bo nie warto! Utrzyj im nosa i pokaż swoją niezależność i waleczność! Do dziś wiem, że ludzie dalej swoje gadają, przeszkadza im to, że piszę na Instagramie ale mam przykrą wiadomość. Nie przestanę tego robić, więc możecie kontynuować.. Dziewczyny, jedna prośba! Nie dajcie się zwariować! Myślcie tylko o sobie i bliskiej Wam osobie w sytuacji kryzysowej byście nie popadły nawet w depresję przez osoby nic nie wnoszące do Waszego życia! Przesyłam ogrom siły i do usłyszenia! ❤️

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"kocham i tęsknię" - historia Ani, mama wspaniałego aniołka Jasia!

Był maj okres spóźnial się już dobry tydzień ale to przecież nic takiego zawsze się spóźniał. "Przecież nie jestem w ciąży" pomyślałam ale dla własnego spokoju zrobię test... Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam na teście 2 piękne czerwone kreseczki pomyślałam "przecież Anka zawsze o tym marzylaś" ale jak to teraz już?! Za 9 miesięcy mam być mama?! To był cudowny czas to pierwsze usg gdzie było widać mała 3mm kropkę wgl nie podobna do człowieka, pięknie bijące serduszko. Tygodnie mijały, brzuchol rósł a ja czułam się idealnie. Ciąża przebiegała idealnie książkowo, zero jakich kolwiek dolegliwości tylko kilogramy leciały do góry jeden za drugim.. Nadeszła zima a termin porodu był coraz bliżej i bliżej. Ostatnia wizyta u ginekologa i jego słowa "jak do poniedziałku nic się nie będzie dziać zgłosić się do szpitala" okej więc czekamy spakowani jeden dzień drugi i nic... Nadszedł upragniony poniedziałek 16 stycznia od 5 rano zaczął mnie boleć brzuch t

Niemożliwe? A jednak

Cześć! Zacznę od siebie. Nazywam się Magda i jestem mamą tego przepięknego aniołka Miłoszka, którego widzicie na zdjęciu i dziś skończyłby 15 miesięcy. 3 września 2017 roku dołączyliśmy z mężem do grona aniołkowych rodziców ale zanim do tego dojdziemy zacznę od początku. 10 grudnia 2016 roku dowiedzieliśmy się o ciąży, która była nieplanowana. Wiecie, niby człowiek jest świadomy ale jednocześnie zaskoczony, że udało Nam się to w tym czasie w którym się zupełnie nie spodziewaliśmy. Początkowo były to łzy i strach w trosce o naszą przyszłość lecz dopiero po czasie ukazała się radość, która nie trwała długo. Od 7 tygodnia do 14 włącznie miałam ciąże zagrożoną. W 12 tygodniu trwania ciąży dowiedzieliśmy się o płci. Dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli synka. Początkowo byłam zawiedziona tą informacją, ponieważ liczyłam na dziewczynkę dopiero po chwili sobie pomyślałam: "Dziewczyno, co Ty pleciesz?! Ciesz się, że Wasz maluch rośnie zdrowo!" Mój mąż był wniebowzięty faktem o ch

"Cisza, której nigdy nie zapomnę.." historia Agaty

W wieku 16 lat zaszłam w pierwszą ciążę. Strach był ogromny, bo nie wiedziałam jak bliscy zareagują. Ku mojemu zaskoczeniu wszyscy przyjęli to bardzo dobrze . Dostałam dużo wsparcia i pomocy. Ciążę znosiłam dobrze, do 15. tygodnia zdarzyły mi się tylko typowe dolegliwości jak np. wymioty. Tygodnie szybko mijały, brzuszek pięknie rósł. W 21 tyg. ciąży dostałam skurczy i odeszły mi wody. Zadzwoniłam na pogotowie. Dyspozytorka z pogotowia nie wierzyła mi, że zaczęłam rodzić, dopytywała czy aby na pewno mam skurcze, czy nie panikuję za wcześnie. Na przyjazd pogotowia czekałam godzinę. Najdłużej trwającą godzinę w moim życiu. Zabrano mnie do szpitala, ale poród zaczął się już w karetce. Lekarz nie okazał mi większego zainteresowania, nie asystował podczas parcia. Moja mama przejęła niejako jego rolę, bo stale sprawdzała postęp porodu i to ona powiedziała mu, że dziecko jest już na świecie. Zapanowała cisza. Cisza, której nigdy nie zapomnę. Nie usłyszałam płaczu, ani tchnienia mojej cór